19 grudnia 2015

Powroty bywają ciężkie.


Czas leci nieubłaganie szybko, czego idealnym dowodem jest moja nieobecność na blogu. Kiedy te trzy miesiące minęły? 

Dlatego niesamowicie cieszę się, że jeszcze tylko dwa dni i upragniona przerwa świąteczna, podczas której za pewne nie odpocznę za dużo, ale chociaż się wyśpię! Czy tylko mnie męczy ciągłe wstawanie wczesnych rankiem i to nawet w weekendy? 


Trochę się u mnie pozmieniało. Otóż dołączyłam do osób oficjalnie pełnoletnich i posiadających prawo jazdy. :D 



Może co nieco na temat świąt? W tym roku jakoś kompletnie ich nie czuję. Nie wiem czy to z powodu pogody, która za nic nie przypomina tej z obrazka bożonarodzeniowego a może z wiecznie obecnego zabiegania? 

Przynajmniej prezenty mam kupione. Chociaż na to znalazłam chwilę czasu. :) 



Korzystając z możliwości poruszania się na większą odległość niż nogi dają radę dojść, wybrałyśmy się z przyjaciółką na zdjęcia w nowe miejsce. 

Podobno nie jestem takim złym kierowcą. Ciekawe ile w tym prawdy a ile uprzejmości. :P 


Co do zestawu postawiłam na mój ukochany kapelusz, o dziwo wiatr nie strącił mi go z głowy, nową sukienkę i długi szary sweter, który jest tak ciepły, że bez problemu wytrzymałam w nim w mieście bez kurtki. 




SWETER - TOP SECRET
BUTY - Zara
SUKIENKA - vinted.pl
KAPELUSZ - New Yorker 


28 września 2015

HAT GIRL

Wszyscy mają kapelusz - mam i ja. :) 

W końcu zrealizowałam swoje postanowienie i kupiłam kapelusz, a zbierałam się już od wiosny! 
Mam tylko nadzieję, że pogoda pozwoli mi z niego choć w niewielkim stopni skorzystać i wiatr nie będzie ciągle zrywał mi go z głowy. 



Mogę śmiało powiedzieć, że pokochałam stronę www.vinted.pl
To z niej pochodzi sukienka, którą wam dzisiaj pokazuję, a cały jej fenomen to gorsze jakie za nią dałam. Czego tu więcej chcieć - niska cena, styl jaki lubię i dostawa do domu. 

Szczerze przyznam, że ostatnio wolę zakupy przez internet. Nie mam czasu na chodzenie po sklepach i nie sprawia mi to już takiej przyjemności jak kiedyś. 
                               



A teraz? Jedyne czego potrzebuję to trochę wolnego czasu, powoli zaczyna mi go brakować. Nawet weekendy spędzam na zajęciach, a gdzie tutaj czas dla siebie, na prowadzenie bloga... 

Ostatni wpis był prawie miesiąc temu!




Ale spokojnie przetrwałam najgorszy tydzień, czyli remont w pokoju, co równa się brakiem kąta dla siebie. Teraz pozostaje tylko urządzić się do końca i jedną rzecz będę mieć z głowy. :) 







Polubiłyśmy się z przyjaciółką z tą ścianą, więc możecie się spodziewać wielu zdjęć w tym klimacie. :) 




Któregoś dnia postanowiłam, że kupię na jesień jakąś sukienkę, chociaż o tej porze roku raczej ich nie noszę, a tak dzięki vinted nabyłam dwie i jestem z tego bardzo zadowolona. 

Dodałam do tego mój nowiutki kapelusz, kochane ciężki buty, ulubioną torebkę i zegarek i gumkę do włosów. :D 

Musicie mi to wybaczyć, jestem tak przyzwyczajona do jej noszenia, że nawet nie zauważyłam, że ją na sobie mam.







Jakiś czas temu zaczęłam bardziej przykładać się do obróbki zdjęć. Jeszcze nie jest idealnie, ale mam nadzieję, że z czasem będzie tylko lepiej. :) 








Miłego tygodnia i do zobaczenia, ma nadzieję, że wcześniej niż za miesiąc. :) 




+ Nie wiem czemu, ale podoba mi się to zdjęcie, coś w sobie ma. :) 




SUKIENKA - Atmosphere (vinted.pl) 
KAPELUSZ - New Yorker
BUTY - H&M
TOREBKA - ALDO








1 września 2015

MATURZYSTKĄ BYĆ...




Nie wiem czy dotarł do mnie fakt, że jestem w klasie maturalnej, a za kilka miesięcy piszę maturę. Jak to możliwe? Przecież niedawno szłam do pierwszej klasy. Nawet pamiętam pierwszy dzień szkoły, a teraz? 




 Czas leci nieubłaganie szybko i wiem, że zanim się obejrzę będę siedzieć w ławce, a moje serce będzie bić szybciej niż zawsze.

EHHH...MATURA. 




Mam tylko nadzieję, że znajdę na wszystko czas.

Postanowiłam spróbować swoich sił w Oriflame (dodałam nową zakładkę), moim postanowieniem na ten rok jest zacząć chodzić na basen, do tego dochodzi mnóstwo zajęć pozalekcyjnych, no i chciałabym w miarę możliwości, regularnie prowadzić bloga. 

No, ale co poradzić. Lubię być czymś zajęta. 

Czy tylko ja nienawidzę marnować czasu na bezsensowne siedzenie? Nie mówię, że moje codzienne zajęcia są niesamowicie ciekawe, ale zawsze znajdę coś do roboty. :) 



A zapomniałabym o kursie na prawo jazdy i imprezie osiemnastkowej, która na pewno kilka dni mi z życia zabierze. 

Ale spokojnie, zakupiłam w Biedronce przepiękny, pastelowy kalendarz i już nie mogę się doczekać kiedy go zapełnię. Mam tylko nadzieję, że wszystko co w nim zaplanuje uda mi się zrealizować, bo chce w końcu zacząć używać kalendarza. Jestem zorganizowaną osobą i z reguły wszystko co muszę zapamiętuję, ale dodatkowa pomoc nie zaszkodzi, zwłaszcza, że wiem, że w tym roku będzie o wiele więcej rzeczy do zapamiętania. 

No i może zmobilizuje mnie to do niemarnowania czasu (bo chociaż tego nie lubię, to czasem mi się to zdarza, zwłaszcza kiedy jestem zmęczona)? Mam taką nadzieję. Chce w pełni korzystać z tego roku, co z tego wyniknie - zobaczymy. 




Wracając do szkoły, jestem ciekawa nowych nauczycieli. Tak, tak. W klasie maturalnej mam zmiany nauczycieli. No ale co poradzić. Obym szybko dostosowała się do ich sytemu nauczania, inaczej będzie ciężko. 

Życzcie mi powodzenia. :) 




Myślałam nad snapem tylko dla was, ale nie wiem. Bardzo mnie to kusi, ale obawiam się, że nie sprawdzę się w tej roli? Co wy na to? 





Mam nadzieję, że uda mi się wszystko uporządkować i znajdę też czas na przyjemności i spotkania z przyjaciółmi. :)


Jeśli jeszcze nie widzieliście to zapraszam Was do zapoznania się z wpisem, w którym opowiadam o swoich sposobach na szkołę klik.




Łapcie buziaki i udanego nowego roku szkolnego. :D 




BLUZKA - TOP SECRET
SPODENKI - H&M
OKULARY - Diverse



21 sierpnia 2015

Back to school - czyli moje sposoby na szkołę

   Rok szkolny zbliża się coraz większymi krokami, a na blogach, jak co roku, zaczynają pojawiać się wpisy o sposobach na "przetrwanie" szkoły. Nigdy takiego postu do dodawałam, jednak w tym roku stwierdziłam, że podzielę się z wami moimi sposobami na naukę. Wiadomo część z nich jest popularna i tak oczywista, że zamieszczanie ich może i  jest zbędne i nikogo nie zaskoczy, ale mam też parę swoich własnych trików, które mam nadzieję okażą się wam pomocne. :)



1. MNÓSTWO KOLORÓW

   To zasada numer jeden, przynajmniej dla większości osób. Szczerze podziwiam osoby, które potrafią się uczyć z jednokolorowych notatek, gdzie wszystko napisane jest jednym długopisem. No dobrze może czasem zmienią odcień niebieskiego bo... akurat owy długopis się wypisał.

   Nie od dzisiaj wiadomo, że kolory pomagają w nauce, zwłaszcza jeśli jesteśmy wzrokowcami. Dodatkowo nauka z kolorowych notatek jest o wiele bardziej przyjemna. :)


2. SAM RÓB NOTATKI

   Nie mówię, że nie biorę notatek od innych osób. Jeśli widzę, że ktoś zrobił sobie ciekawe notatki to z chęcią je kseruję. Oczywiście potem wszystko koloruję, podkreślam, zakreślam itp.

  Robienie notatek to dodatkowy czas poświęcony na naukę przy czym nie musimy ślęczeć nad książką i wkuwać na siłę.
  Osobiście wystarczy mi, że zrobię notatki, potem dodam do nich kolory, a przed lekcją przeczytam z dwa razy i spokojnie dostaję ocenę jaka mnie zadowala.

   Robienie notatek samemu ma jednak najważniejszą cechę - ROBIMY JE PO SWOJEMU - czyli tak jak my lubimy się uczyć. Wolimy mieć notatki w zeszycie, robimy je w zeszycie, wolimy małe kartki, a może duże, małą czcionkę, a może zajmującą trzy kratki, od początku strony, a może od połowy, jak tylko chcemy, jak łatwiej jest nam się potem nauczyć.

   Pamiętajmy również by notatki były przejrzyste, żeby doczytanie się nie stanowiło dla nas problemu. Warto poświecić chwilę dłużej i przyłożyć się do starannego pisma, niż potem męczyć się ze zrozumieniem sensu tego co mamy napisane. Dodatkowo wolniejsze pisanie to możliwość by szybciej przyswoić materiał.


3. NIE UCZ SIĘ Z DNIA NA DZIEŃ

   Tak, tak, ja wiem, że to jest trudne, dla mnie czasami też, ale odnosząc się do powyższego podpunktu zastosujmy pewien trik. Nikt nie każe nam uczyć się, czy nawet wkuwać materiału na tydzień przed, bo to oczywiste, że i tak nie będziemy pamiętać tego na sprawdzian.
   Wystarczy, że dwa dni przed przystąpisz do nauki. Dzień pierwszy to właśnie czas poświęcony na dobrze wykonane notatki. Dzień drugi to czas na ich czytanie. Nie trzeba siedzieć i czytać ich cały czas w kółko. Wystarczy, że raz na godzinę, czy między odrabianiem innych lekcji, zajęciami dodatkowymi czy chociażby obiadem i ulubionym serialem przeczytamy to co zapisaliśmy wcześniejszego dnia. Prawda, że brzmi to banalnie?

   O i taki mały szczegół, uważajmy na lekcjach, róbmy na nich notatki. To na prawdę pomocne. Oczywiście, żeby nie było, że ja wam tutaj o tym mówię, a pewnie sama się do tego nie stosuję. Otóż kiedy jakieś lekcje lubię to na nich uważam, ale nie proście mnie bym uważała na niemieckim czy fizyce bo jest to niemożliwe. Jednak jak już mi się to zdarzy to na prawdę, ale to na prawdę, z ręką na sercu mogę wam przysiąc, że więcej rozumiem. :)

4. ZESZYT? A PO CO KOMU ZESZYT!

   Zeszyty niektórych osób to prawdziwe skarby, staranne, dopieszczone, a mój cóż... niestety do takich nie należy, ale nie nie, nie jestem leniem, ja po prostu ich nie potrzebuję. W zeszycie najczęściej piszę albo ołówkiem, albo tak szybko, że doczytanie się jest bardzo ciężkie i niby jak ja miałabym się z tego uczyć? Zeszyt to w moim przypadku miejsce do zapisywania notatek z lekcji i nic więcej. Nawet do niego nie zaglądam, ponieważ MAM DOBRE NOTATKI i ...

5. MNÓSTWO DODATKOWYCH "DOMOWYCH" ZESZYTÓW

   Tak, tak, dokładnie. Szkolne zeszyty są dla mnie rzeczą zbędna, na prawdę mogłabym mieć jeden zeszyt do wszystkich przedmiotów, ale domowe zeszyty to co innego. Dokładnie prowadzę taki zeszyty do matematyki i mojej nieszczęsnej fizyki.

   Kiedyś potrafiłam spędzić godziny na rozwiązywaniu zadań z matematyki, a i tak potem nie pamiętałam jak zrobić połowę z nich i po co to komu? Przecież to na pewno nie motywuje do tego by następnym razem z chęcią przesiąść do książek. Dlatego mój sposób jest  może śmieszny,  może dla niektórych z was bezsensowny, albo jest stratą czasu, ale mi on bardzo odpowiada. Poświęcam na naukę matematyki o połowę mniej czasu, a moje wyniki są wyższe. Nie przedłużając...

   Posiadam zeszyty, w których zapisuję treść każdego zadania ze zbioru ćwiczeń i po jednym czy kilku przykładach rozwiązań i już! Potem mogę wrócić do konkretnego zadania zaraz przed lekcją nie martwiąc się tym, że nie zdążę znaleźć polecenia w książce i rozwiązania w zeszycie, bo wszystko mam na wyciągniecie ręki. I tak jak w przypadku notatek, dzień przed sprawdzianem czytam wszystkie zadania i już. :)


6. NIE ZAPOMINAJMY O STARYCH, NIEZASTĄPIONYCH SEGREGATORACH

    Jestem nałogowcem jeśli chodzi o notatki. Nie lubię notatek w zeszytach, wszystko robię na oddzielnych kartkach, więc gdzieś to muszę potem trzymać. Polecam posiadać chociaż jeden segregator, chociażby na dodatkowe materiały dawane przez nauczycieli. Zaufajcie mi o wiele łatwiej jest je potem znaleźć niż w teczce czy szufladzie.

7. MOC SAMOPRZYLEPNYCH KARTECZEK

   Jestem również nałogowcem w kupowaniu samoprzylepnych karteczek. Uważam je za coś świetnego. Możemy nimi zaznaczyć w zeszycie czy książce to co nas obecnie interesuje i potem z łatwością to znaleźć nie musząc sprawdzać w spisie treści strony. Z resztą chyba każdy wie do czego one służą. :)

   Dodatkowo takie karteczki często można u mnie znaleźć na ścianach. Tak, na ścianach! Kiedy potrzebuję coś pamiętać przypinam karteczkę na ścianę w miejscu gdzie często przechodzę i o kłopocie. :)


8. NIE BÓJ SIĘ KSIĄŻEK

   Nigdy nie korzystałam z dodatkowych książek, zawsze to co miałam w szkole mi wystarczało, do czasu aż zorientowałam się, że to nie zadowala nauczycieli i nie odkryłam ciekawych repetytoriów. Ktoś powie, że nie ma czasu na zagłębianie się w dodatkowe książki, przecież jest wystarczająco dużo materiału w szkolnych, ale spróbujcie przeczytać coś innego, wystarczy przeczytać, a już coś zapamiętacie, może się okazać, że nie będzie tam wiele więcej niż w szkolnych materiałach, ale będzie to opisane o wiele ciekawiej i zrozumialej.

9. INTERNET WBREW POZOROM NIE JEST TAKI ZŁY

   Internet jest moim sprzymierzeńcem kiedy uczę się na sprawdzian z lektury. No dobrze, nawet jeśli ją przeczytam to nigdy nie pamiętam szczegółów, no bo po co mi pamiętać rozmiar rękawiczek czy imię psa, a jednak czasem jest to istotne. Dlatego po przeczytaniu (lub próbach przeczytania) lektury rozwiązuję w internecie testy i potem je drukuję (oczywiście lądują one później w segregatorze), dodatkowo szukam informacji o najważniejszych wątkach, ciekawostkach, czymś co mnie zainteresuję, co zrozumiem, a nie będzie nudne. 

10. BAW SIĘ

   Nauka nie może być nudna (chociaż niestety często taka bywa), kiedy nie mam na nią ochoty, a wiem, że muszę się czegoś nauczyć, ozdabiam notatki. Nie mówię tutaj o rysowaniu szlaczków jak w podstawówce, ale o obrazkach pomocniczych. Kiedy mamy np. tekst o biedronkach (nie zagłębiajmy się w trudne tematy) rysuję wokół niego biedronki, pojawia się temat związany z kwiatami - rysuję kwiaty. Może i brzmi głupio, ale to świetny sposób na odprężenie się i wyluzowanie podczas nauki, a jednocześnie na zapamiętanie chociażby odrobiny materiału. 

11. MIEJSCE NA NAUKĘ TO NIE TYLKO BIURKO I KRZESŁO

   Jakiś czas temu postanowiłam przyczepić na ścianie tapety kredowe. Nie dość, że jest to kolejna forma notatek, kolejny sposób na chwilę oderwania się od standardowej nauki to świetnie sprawuje się kiedy muszę coś zapamiętać na dłużej np. wzór z matematyki, który przewija się przez cały rok. :)



Mam nadzieję, że wytrwaliście do końca, a notka was nie znudziła i była choć w maleńkim stopniu pomocna. :) 


A jakie są wasze sposoby na naukę? Z chęcią poczytam o paru sprawdzonych trikach, dlatego koniecznie piszcie o nich w komentarzach :) 






23 lipca 2015

RED LIPS


Może jestem dziecinna ale uwielbiam Disneyowskie produkcje, a zwłaszcza wszystko co związane jest z muzyką. Musical Teen Beach 2 był przeze mnie długo wyczekiwany, a moja radość kiedy mogłam go w końcu zobaczyć była nie do opisania. 

Oczywiście, uwielbiam wszelkie musicale. Na ostatnią bezsenną noc wybrałam Upiora w operze i mogę wam go z całego serca polecić. 

   
Premierę na blogu moją dzisiaj bluzka, narzutka i sandałki, które są jednymi z rzeczy jakie upolowałam na wyprzedażach. Tak jak z dwóch pierwszych jestem bardzo zadowolona, tak buty okazały się kiepskim zakupem. W ich wyglądzie jestem zakochana i wszystko byłoby okej gdyby tak bardzo mnie nie obcierały. Muszę je jakoś podszyć, cokolwiek bo inaczej wylądują na dnie szafy...


Tak bardzo chcę coś napisać, ale kompletnie nie mam pomysłu i weny...




Po tych słowach z reguły wszyscy piszą długie notki i dochodzą do wniosku, że jednak udało im się coś napisać. Tak więc dla pewności powtórzę - tak bardzo chcę coś napisać, ale kompletnie nie mam pomysłu i weny.


Kto ma tak, że jak już znajdzie spodnie idealne to muszą się zniszczyć? Tak było w przypadku tych, oczywiście musiałam je poplamić lakierem, który nie chciał zejść. Takim cudem zyskałam spodnie z dziurami i jeszcze bardziej je lubię. :) 

Postanowiłam wypróbować metaliczne tatuaże, zakupiłam jeden komplet i póki co jestem zadowolona. Ten który, mam nadzieje możecie dostrzec na zdjęciu, trzyma mi się od 4 dni i jest w naprawdę dobrym stanie. 


Na koniec tego chaotycznego wpisu dodam, że polubiłam się ostatnio z mocno pomalowanymi ustami, pomadka, którą na nich mam jest moim najnowszym zakupem i czuję się w niej fantastycznie. :) 



BLUZKA - H&M
NARZUTKA - Reserved 
SPODNIE - TOP SECRET
BUTY - born2be.pl
TORBA - Cropp

12 lipca 2015

Czy tytuł posta wpływa na popularność bloga?


    Wbrew pozorom to nie zdjęcia, nie treść posta jest najtrudniejszą rzeczą przy dodawaniu wpisu. Wymyślić prosty, chwytliwy tytuł to dopiero wyzwanie. 



Na poprzednim blogu przewijały się różne pomysły odnośnie tytułu. Na początku nie było żadnego, potem pojawiły się cytaty, kilka postów tematycznych i ostatecznie tytuł piosenki, której wtedy słuchałam. 

Tutaj postanowiłam zrezygnować z piosenek i nadal szukam pomysłu na tytuły które przyciągną uwagę. Jednak nie jest to takie proste i chyba nigdy nie osiągnę perfekcji w tej "dziedzinie".


Dzisiaj strój z kategorii "mam imprezę i nie wiem co założyć". Z braku sukienek na takie okazje wyszperałam z szafy spódniczkę, której już długo nie nosiłam. Dodałam do tego jedną z ulubionych bluzek, jedyne buty jakie posiadam na takie okazje i torbę, którą przygarnęłam po mamie, gdyż stwierdziła, że jest już zniszczona. Cóż, ja tego zniszczenia nie widzę i z chęcią będę ją nosić. :) 

Premierowo na blogu pokazuję się bez okularów. Ładna pogoda skłania mnie czasem do noszenia soczewek. Chociaż przyznam, że o wiele lepiej czuje się w moich okularkach. :) 


Nie zapominajmy o "nieśmiertelnym" zegarku. Jak możecie zauważyć po moich postach, uwielbiam zegarki w tym stylu i nosze je dosłownie codziennie, a lato jeszcze bardziej nie pozwala mi ich zdejmować. Kto zna problem opalonego śladu po jakiejkolwiek biżuterii? Nie jesteście same. :) 


Oczywiście jest to tylko moje zdanie, ale gdyby nie zachęcił mnie tytuł dodawanego posta pewnie nie przeczytałabym wpisu, możliwe, że nawet nie weszłabym na bloga i nie spędziłabym czasu na poszukiwaniu na nim czegoś co również mnie zaciekawi. 

Nie mówię, że nie ma wyjątków, czasami trafiam na blogi, które mnie interesują, a nie koniecznie przyciągnęły moja uwagę tytułem, jednak kiedy nie znam bloga, pierwsze co rzuca mi się w oczy to właśnie tytuł! 


Jednak czy tytuł posta wpływa na popularność naszego bloga? 

I tak i nie. Wiadomo, że nie tylko on się liczy, ponieważ chwytliwy tytuł nie zawsze równa się ciekawej zawartości, jednak na pewno dzięki niemu możemy zyskać kilku czytelników. 


A jak jest u was? Na co zwracacie uwagę przeglądając blogi, zanim je odwiedzicie? 


SPÓDNICZKA - Sinsay
BLUZKA - TOP SECRET
BUTY - czasnabuty.pl
TOREBKA - Aldo


15 czerwca 2015

Czy można być szczęśliwą będąc otyłą?


Natrafiłam ostatnio na ten artykuł kilik i natchnęło mnie to do zrobienia wpisu tematycznego.


Czy można być szczęśliwą będąc otyłą? 

    Może otyła nie jestem, ale do osób szczupłych nie należę. Czy jestem szczęśliwa? Chyba tak samo jak każdy, niezależnie od rozmiaru. 

    Czy akceptuję siebie? Nie, ale jestem przyzwyczajona do tego jak wyglądam. Nie mówię oczywiście, że nie staram się tego zmienić.  Nie wiem jak wy, ale ja ze zdrowym odżywianiem jestem blisko zaprzyjaźniona.


Nie jest ci głupio, że wszystkie twoje przyjaciółki są szczupłe, a ty jesteś gruba? 

    Dostałam kiedyś takie pytanie i powiem jedno, a czemu miałoby mi być głupio? Czy mam znaleźć sobie inne przyjaciółki, żeby nie wyglądać jak ta „gruba i brzydka”. Czy nie powinno liczyć się to, że nie patrzą na to jak wyglądam, że lubią mnie taką jaka jestem? Czy powinnam wybierać znajomych po tym jak wyglądają, żeby samemu wyglądać lepiej? 


Jak wyglądałaby inna ja?

    Cały czas mam w głowie obraz szczupłej siebie, cały czas do tego dążę i robię wszystko co mogę, chociaż nie przynosi to żadnych efektów, ale mimo to i tak trudno jest mi wyobrazić siebie wyglądającą inaczej niż teraz, jestem do tego po prostu tak bardzo przyzwyczajona. 

    Z drugiej strony obawiam się tego, że mogłabym się najzwyczajniej w świecie zmienić, a tego bym na pewno nie chciała. 


To inni sprawiają jak postrzegamy samych siebie.

    Co z tego jeśli akceptujemy siebie, a na każdym kroku słyszymy głupie komentarze. Nie zwracam na takie rzeczy uwagi, ponieważ wiem, że osoby które to mówią, albo wcale nie wyglądają lepiej albo nie są nawet warte mojej uwagi. Wiadomo, co innego coś pomyśleć, a co innego to powiedzieć i to jeszcze często w niemiły dla nas sposób.

    Przez takie komentarze przez dłuższy czas byłam bardzo nieśmiała, teraz staram się na to nie patrzeć, wiadomo, kiedy jestem sama w nowym miejscu, zawsze pojawia się ta myśl, że ze szczupłą Wiką, więcej osób by rozmawiało, ktoś by podszedł, przedstawił się, a tak jestem sama, ale wiecie co, czasami uwielbiam taką samotność. Uwielbiam obserwować to co się wokół mnie dzieje, uwielbiam słuchać innych ludzi. 


 Nie ufaj temu co widzisz!

    Na blogu zobaczyć możecie mnie w szczęśliwej odsłonie, co nie znaczy, że jestem taka cały czas. Zestawy jakie wam pokazuję to rzeczy w których czuje się dobrze, w których na zdjęciach wyglądam powiedzmy do przyjęcia. 


Odchodząc trochę od tematu, zestaw jaki wam dzisiaj pokazuję to zdecydowanie jedno z moich ulubionych letnich połączeń. Luźna spódniczka, koszula wiązana w pasie i nieważne jak bym wyglądała czuje się w tym dobrze. 

Tym razem postawiłam na coś bardziej dziewczęcego, chociaż patrząc na całość mam wrażenie, że wygląda to trochę jak stylizacja z "dzikiego zachodu". Nie macie takiego wrażenia? :) 




Znajdź to co daje ci szczęście.

    Wbrew pozorom to prowadzenie bloga dodało mi odwagi. Z nieśmiałej, zamkniętej w sobie osoby, stałam się bardziej otwarta, zrozumiałam, że ludzie nie zawsze patrzą na to jak wyglądasz, ale jest jeden warunek, nie mogą to być byle jakie osoby, muszą być wyjątkowe. 


 Nie powiedziałabym, że bycie otyłym sprawia, że jesteśmy szczęśliwi, ale na pewno można być szczęśliwym pomimo dodatkowych kilogramów.


Ważne by nie patrzeć na to co mówią ludzie, a słuchać siebie. Zmieniać się dla siebie lub być jakim się jest, nie zważając na to co myślą inni.



Zachęcam was do przeczytania artykułu z początku wpisu i zostawiam z jedna z moich ulubionych piosenek. :)





SPÓDNICZKA - C&A
KOSZULA - Diverse
TOREBKA -H&M
NASZYJNIK - Promod




http://www.shein.com/Tops-c-1766.html?utm_source=xblueberrysfashionx.blogspot.com&utm_medium=blogger&url_from=xblueberrysfashionx